Saturday, 23 June 2012

opowiesci francuskie





Dzien 1 sroda
Wyjazd Edi-Carlisle-Manchester-Heathrow-Staines
Sroda ok 11. Czekamy na poczte i przesylke. Instytucja Zony czeka na kurtke. Zwykle przychodza o 9. Dzis jak na zlosc nikt nie puka do drzwi. Trzeba wyjezdzac. Dluzej nie mozemy czekac. Spakowane tak by nie obciazac bika. Mala torba podrozna na tyl. Torba na bak. Tak by rozlozyc sily. Rzeczy najpotrzebniejsze.Bielizna, Prowiant na poczatek, rzeczy przeciw deszczowe. Scyzoryk, kamizelki, zarowki, mapy, dokumenty, rezerwacje, tasma. Jest cieplo. Pokonujemy 470 mil. Najgorszy odcinek to Londek-
Nie ma serwisu i prawie 70 bez niczego, bez zatrzymywania sie. Patrze w niebo. Samoloty odlatuja co 2 minuty z Heatrow, co 3 ze Luton. Smugi kondensacyjne ukladaja sie poziomo sprawiajac wrazenie, ze samoloty minely sie o milimetry lub co nie daj zderzyly sie w locie. Jest ciemno docieramy do motelu. Jakas kolacja. Szybki prysznic i spac.

Dzien 2
Folkestone-Dover-Caen
Czwartek. Wyjazd jak zwykle ok 10.  Pakowanie wszystkiego. Obwiazywanie torby  zajmuje lwia czesc czasu. Zaczelo padac. Kurde znow korki. Czasu malo. Jeszcze nie przemoklysmy. Dojazd do Dover. Juz  po odprawie. ale ale. prosze do kontroli. Czy nie macie niczego ostrego nie!- odpowiadamy, aa nie scyzoryk tylko, odpowiada Zona, Ok jechac,. Szybko przebieglo i juz do promu. Kurde przypominam sobie a jakby bylo co do czego, Ja tez mam drugi scyzoryk, sprezony z kompasem, bajerami wszystko w ksztalcie karty kredytowej. Upps no nic za pozno. Przywiazanie bika pasami. Obok nas para Niemcow na BMW. Po prawicy Niemiec sam, za to sprzet ten sam. Po ubiorze to bogate pierdoly jadace na wojne. Wchodzimy na poklad. Ostatnie telefony do Domu ciocinego i do Wojewodztwa Londynskiego. No i sa te biale klify Dover. Szybciutek kawa i juz koniec. Jako pierwsze zjezdzamy na lad. Wojenni jeszcze halbic nie przytwierdzili,  a auta?? no coz?? trzeba cicho siedziec i na kolejke czekac. Pierdoly. Jak sie nie ma dwusladu to sie tak siedzi i czeka jak ... nie powiem co. Pozegnanie obslugi francuskiej promu. Hmm usmiechniete twarze. Kciuki w gore? Jak zwykle podejrzanie ciocia wyszukuje haka. Calais mijamy.  Jest ladnie. Cieplo. Gnamy przed siebie. Aby nie placic za autostrady zjezdzamy na drogi podrzedne.
By przetrwac ulewe zjezdzamy do miasteczka Abbeville. Czekamy w Carrefourze przy okazji robiac zakupy. Zona wyszukuje linek do bagazu i rekawiczek.. Trafily sie kuchenne rozowe)). Wspaniale!!! jak to ocenila Zona i jak cieplutko. Odpoczelysmy troche. Popakowanie lekkich zakupow i  wyjezdzamy dalej. Jedziemy, jedziemy i dojechac nie mozemy. Ciemno wszedzie, glucho wszedzie, w koncu zatrzymujemy sie na pettite cafe i pytamy o jakis hotel w poblizu. Oui Oui, 10 minut drogi, w nastepnym miasteczku. No i zamiast jechac do zamierzonego celu (fizycznie niemozliwe) zatrzymalysmy sie w "owocowy" hotelu Le Fruitier w miescinie Villedieu-les-Poeles. Prysznic w lazience wielkiej jak pokoj, spanie w wyrku z zebrzasta posciela.

Dzien 3
Piatek Omaha
Juz na trasie Caen - Vierville -sur-Mer.  Troche sie krecimy po drodze byl zjazd na Utah Beach ale wszystkiego nie da sie obejrzec. La Cambre mijamy pierwszy cmentarz poleglych Niemcow. Troche przyjezdnych i troche bikow. Cala droge z racji ze jestesmy tuz po obchodach D-Day mijamy ciezarowki, motocykle, jeepy grup rekonstrukcyjnych. Wjezdzamy do Verville. Kafcie stawiamy w rzedzie innych kolezanek i kolegow. Idziemy do Muzeum D-Day. Potem schodzimy w dol i ukazuje sie widok zapierajacy dech w piersiach. Piekna plaza, wody kanalu i las krzyzy ciagnacych sie po horyzont. To co ogladalysmy zawsze w kinie (Szeregowiec Ryan) nie odpowiada rzeczywistosci. To miejsce spoczynku zolnierzy z 29 i I Dywizji US Army. Operacja Omaha byla najkrwawsza z pieciu plaz dzieki krwawej ofierze zlozonej z 9, 387 poleglych odwrocono bieg zdarzen. Pod kazdym krzyzem roza lub bukiecik i flaga. Na krzyzach dane poleglego zolnierza i regiment oraz emblematy wyznaniowe. Chyba po stronie alianckiej i niemieckiej to  byli sami... Polacy? 
Udział Polaków w lądowaniu w Normandii: bombardowanie francuskich wybrzeży przez polskie lotnictwo, obecność polskich żołnierzy w służbach logistycznych, ostrzał artyleryjski obiektów na wybrzeżu prowadzony przez ORP „Dragon” i działania osłonowe okrętów OORP „Ślązak” i „Krakowiak”. za WIkipedia
Duzo  nazwisk polskich  widzimy tez na skrzydlach  mauzoleum obok mogil. Dokladnie 1557 nazwisk wyrytych tych, ktorzy zagineli w Normandii. Mauzoleum sklada sie z dwoch gigantycznych scian, z loggiami gdzie scraffitto (na murze) odzwierciedla formacje wojsk operacji Overload oraz kierunki dzialan frontow WWII na swiecie. Posrodku  brazowy pomnik Spirit Of  American Youth. W dole basen i po zejsciu mijamy dwie rzezby. Jedna symbolizuje USA  a druga  Francje.
W Vierville zatrzymujemy sie takze w  drugim  muzeum D-Day Omaha. Muzeum prywatne zalozone przez Bissarda. To kolekcja mundorow i ciezkiej broni. Czesc tego muzeum to pozostalosci sztucznego portu Mullbery A. Tu juz jest raj. Barki desantowe, Schrony, armaty i pozostalosci po grupach rekonstrukcyjnych no i cudo Bmka w stanie idealnym. Po drugiej stronie toczy sie jarmark. Kurde ciagnie mnie tam, ale jak sie nie ma miedzi to sie na d. siedzi. Wrr
Ale ale nie o to muzeum mi chodzi. Gdzie jest moj Scherman na ktorego ostrzymal sobie zeby juz tyle czasu??? Wyjezdzamy ze wsi kierujac sie czujem. Skrecamy do Saint Laurent-sur-Mer. To muzeum i memorial Omaha Beach. Sherman jest!!! Ciesze sie niezmiernie. Z calej operacji 32 tankow ostaly sie 4 sztuki.Wspanialy stan i utrzymane dziala.  Za pare metrow plaza i dwa pomniki. Jeden tradycyjny na ladzie a drugi to sztuka nowoczesna . Polacie blachy na wzor skrzydel wkopanych w piasek. Slonce pieknie odbija sie w metalu. Tradycyjnie fotka i wio w droge.  

Dzien 4
PiatekGnamy na zachod do Mount Saint Micheal.  Jedziemy jedziemy i oczom nie wierzymy to fatamorgana.. to chyba nie istnieje. Zza horyzontu wylania sie bajkowy widok. Nie moze byc ale to... dziwne jakby ktos postawil makiete z zamkiem z Disneylandu???  Po lacinie znaczy Wzgorze Swietego Michala w Niebezpiecznym morzu. Benedyktynskie opactwo z poczatkami w roku 709. Wzniesione na gorze i mocno wysuniete w morze. W momencie przyplywu opactwo odciete jest od ladu, gdy odplyw- woda ukazuje parking i rozlegle pola. Niestety Unesco sprawnie zablokowalo dostep do wyspy. Najblizszy parking to 5 km marszu lub jezdzacy busik. Sama grobla to 1800 metrow. Czekac nie ma sensu. To kolejna strata tej wycieczki. Robimy zdjecia napawamy se widokiem. Podziwiam cudne warniki na calvados i didre. Gdyby jakas przyczepka.... Spozywamy cidre (degustacja) nabywamy okazaly trunek i w droge w strone Doliny Loary. Musimy dotrzec do hotelu w Blois a droga daleka,ale i urokliwa wzdluz rzeki i okazalych lasow.  Dociagamy sie jakos do Blois. Juz zmierzch. Kurde jak my tu znajdziemy hotel. Wjezdzamy w jakies osiedle? Tak zsiadam i zmierzam do starej Pandy. W srodku siedzi dwoch mlodych Arabow. Lamana angielszczyzna prosza by jechac za nimi i ze doprowadza nas do celu??? Ok! Jedziemy za nimi. Takie kretactwa uliczek i zaulkow nie wrozy nic dobrego? Do haremu za stare i za grube. Sprzedaja nas? ee nie? Auto zatrzymuje sie na promenadzie. Dalej wskazuje gdzie mamy jechac i gdzie skrecic. Dziekujemy za bezinteresowne pokazanie drogi. Wyjezdzamy z Blois. Prawie w Saint Gervais ale nie to? Zajezdzamy na parkingi niby to obrzeza i niby zaczynaja sie hotele? ae naszego nie widac. Zona wyrusza na szukanie drogowskazu. Udaje sie do McDonalds`a. Tam dyspozytorka nie tylko przerywa prace ale wychodzi na rondo niemal poprowadzajac na ku swiatu.  Hmm bezinteresownosc to za malo. Jedziemy i ooo jest Statua Wolnosci. Tylko noc i jakies dziwne wejscie?? Zamiast recepcji jakis automat co daje nam numer inny iinny klucz do pokoju?? Hmm troche egotyki musi byc. Pokoj. Ablucja i najprawdziwsza uczta!!!! Wszystko co kupilysmy teraz pozremy))) A jest co, i napitek tez jest)Nie mam smialosci by przezucic sie na drugi bok) Gdy zasypiam. Zona jeszcze dokonuje zmian na trasie.

 Listen very carefully, I shall say this only once! Wsie normandzkie wygladaja tak jakby zza rogu wygladala Michelle i mowila swe zdanie, Sluchajcie uwaznie, bo nie bede powtarzac. 


Dzien 5
 Niedziela. Reims, Verdun, Grand Hetange, St Quentin
Po krotkiej nocy nastal piekny poranek. Spakowane z Hostelu i opakowaniu na droge. Hostel oferowal nawet sniadanie ale goscie dziwnie sie patrzyli na nas wiec niedzielne sniadanie nie trwalo zbyt dlugo a o celebrowaniu  jajeczek scietych na krotko mozemy tylko pomarzyc. Wjezdzamy do miasta. Katedra doslownie wita. Stoi majestatycznie na rynku. Obok palac biskupi. Po lewej pomik Joanny d`Arc. Wierni w jdnej z kaplic uczestnicza we mszy. Zwiedzamy krotko. Mnie dopada bol kiszek i zle sie czuje. Doslownie kilometr za centrum Reims rozciagaja sie wytwornie szampanow. Zona chce zwiedzic piwnice gdzie wyrabiany jest Dom Perignon? Po okrazeniu paru nie trafiamy. Trafiamy za to do Pommery. Tour z przewodnikiem ( ktorego nie rozumie) trwa 30 minut. To wystarczy bo trzeba dalej jechac. Piwnice omszale i smierdzi jak w szopie. Nie robi na cioci wrazenia. Co innego porto. Rzecz gustu. Korytarze nosza nazwy miast i krajow zamawiajacych szampana. Pierwszy korytarz nazywa sie Edimbourgh. Co za zrzadzenie losu?? Po obejrzeniu wychodzimy po schodach na gore. Tam krotka degustacja. Szampan rocznik 98 3-krotna destylacja. Smakuje okropnie. To nie dla cioci. Podniebienie zbyt chlopskie. Wsadajac na bika jakos mi tak dobrze??? UFF kiszki sie uspokoily. Ciocia nabrala ostrosci i usmiech pojawil sie na buzi.
Ciagniemy sie do Twierdzy Hackenberg w Vecking. Ale czy zdazymy? Juz widze na podworkach gospodarstw - bunkry. Schemat ten sam. Merostwo, zandarmeria i otwarta patiseria. Zero ludzi. Przejezdzamy malownicze pola, wsie i miasteczka. Tu sie rozgrywala m.in bitwa narodow. To tu byl koniec Belle Epoque. Tu rozgrywaly sie dzieje Europy i koniec marzen mocarstw. Wyobrazam sobie okopy Swieta Wiosny Modrisa Eckstein`sa.  Pola Verdun to niekonczace sie cmentarze, pomniki i miejsca kultu. Czasem jest to kilkanascie krzyzy, czasem szereg mogil ciagnace sie po horyzont. Musicie mi uwierzyc na slowo. Chcialysmy zdazyc gdzie indziej. Obostrzenia co do otwarcia w jeden dzien nie ciocia sobie wymyslila. Mijamy kilkanascie zjazdow na forty i rzecz niesamowita Fort Verdun. Kurde za nami ktos jedzie brak zjazdu. WRRR znow kurde pudlo eh! wkurzona niesamowicie, mowie trudno. Mijamy Verdun, Na zjezdzie widzimy Hettange-Grande to Fort Immerhoff. Jeden z wielu na umocnieniu Thionville. Zajezdzamy, mozna ogladac. Po milym pobycie i zwiedzeniu obieramy trase na Luxembourgh. Dlaczego tam. Blizej i za darmo autostrady. Tam zatrzymujemy sie po pamiatki, by cos miec i na krotkie odpoczynki. Co nas uderza. To wielkie sklepy z tytoniem, papierosami, cygarami i akcesoriami. Raj dla palaczy bo wszystko duty free! Czegos takiego nie widzilam. Wiaderka z fajkami) Dalej na Belgie. Przynajmniej szybko bo w weekend ciezarowki maja odsiadki. Wyjezdzamy Z Belgii z powrotem do Francji. Kierujemy sie do Saint-Quentin. Ta droga byla jedna z najgorszych. Mijamy miasteczka wieczorem male pizzernie. Jak ja bym chciala wejsc do pieca piekarniczego. Wysuszyc sie i ogrzac. Nie chce wiele tylko byc tylko juz w hotelu. Robimy krotkie postoje. Jest 11 w nocy a my dalej brniemy. Deszcz sieka po nas jak groszek o durszlak. Dociagamy sie wreszcie do Saint-Quentin. Zona bezblednie jedzie na instynkt. Trafilysmy bezblednie. Odpakowywyjemy sie z bika, dociagamy pod daszek. Driver zostawia mnie idzie na recepcje zalatwiac formalnosci. Po jakim czasie przychodzi do mnie chlopak- mniemam z recepcji. Na migi i po francusku zaprasza. Chyba wygladam jak wyploch, bo dziwnie sie patrzymy na siebie. Obie wykrzyczalysmy ZUPY! W srodku znajdowal sie automat z pomidorowa (niby) i z herbata. Wszystko smakowalo wybornie! do tego wylalysmy wszystkie resztki likieru gruszkowego. Sil nie ma na sen. Pierwsza w nocy i co ciekawe w tivi puszczane jest porno i widac wszystko. Nikogo to nie rusza. Ja nie mam sil przezucic sie na drugi bok. Mokre rzeczy niby sie susza.

Dzien 6
Poniedzialek
O 11.00 prom z Calais. Przemoczone znow wracamy na deszcz. Znowu deszcz. Moze nie tak intensywniej ale ciagle. Na czas wjezdzamy na prom. Krotka odprawa. Bikerow wojennych juz sporawo. Smieja sie pod nosem dajac kuzwa dobre rady, ze najwazniejsze sa skarpetki, ze czy to nasza pierwsza wyprawa, skarcajac wzrokiem i ogolnym panoszeniem sie. Wojenni maja kase duza i widac to po BMkach i po ubraniach. Zaloze sie, ze zony zamartwiaja czy wzieli pastylki lub czy im cukier nie podszedl?. Wiecie co? . pierdolcie sie. Wy macie lat 60. Macie kuzwa czas i kase. Ja mam 35 mam ukochana Zone i to jest juz moja druga wyprawa. Wy niestety fantazji nie macie? I co z tego, ze Polske zrobiliscie w 10 godzin? (hmm chyba juz faktycznie sa autostrady) tak ode mnie. Ale fantazja jechac z drugim pierdzielem, do ktorego nie mozna sie przytulic ani powspominac! BUCE.  Odstapcie niewierni. Ciocia na dupie sie przejechala to co nieco wie. Jak sie nie przewrocisz to sie sie nie nauczysz chce dodac. Szacunek dla starego bikera, ktory rzeczy ma wrzucone w worek plastikowy, przewiazany na tylnym siedzeniu. O to mozna nazwac, ze prawdziwy i nie smieje sie i nie przemawia ani nie smiga wzrokiem.  Chce zrobic sobie zdjecie z babelkow powietrza wydobywajacych sie z mych butow. Plywam cala. Obsluga francuska dzielnie pomaga zapinac biki. Bardzo milo. Przebieram buty, skarpety, koszulki. Zona sciaga moka kurtke. Targamy sie na poklad. Siadamy jak najdalej od wojennych. Juz nie chce mi sie isc na powietrze. Musimy sie zagrzac. Niebo nad kanalem nie wrozy nic dobrego. Dobijajac do brzegow i po zjechaniu na lad nawet nie pada. a raczej ladnie uff. O to sie modlilam. Modlitw nie starczylo na dlugo. Tunel i ten przeklety Londek.Najgorsze to ped kol i woda spod nich. Mamy przed soba ciezki kawalek drogi. Po jakims juz servisie nie wytrzymuje. Rugam Zone strasznie. Nie dojedziemy do hotelu. Trudno. Nie wytrzymuje. Zapalenie pluc mamy jak w banku. Nie ma co sie upierac i jechac. Przeliczyla sie Zona i to mi przyznaje. To byla pierwsza taka opeerka dla Zony. I nie przebieralam w slowach a raczej to byl stek. Bity krwisty monolog. Zona juz, ze dobrze. Ze Zatrzymujemy sie tu i pytamy o pokoj. Nie mieli. Trzeba szukac w pobliskim Miasteczku Lougborough. Jest i w pokoju z Zona jestesmy tak wykonczone, ze nie mamy fochow ani dalszych dyskusji. Chce tylko wziasc tabletki, popic i pod goraca woda siedze dobra godzine. Dodatkowo 3 koszulki i skarpety. Ubrania sie susza.
Dzien 7 
Wtorek
Wyjezdzamy z pieknego miasteczka. Kanal i barki tworza klimat naszego kanalu. Mokniemy a jakze ale tak malo. Zatrzymujemy sie na sniadanie. Potem tez pare razy po benzyne i na kawe. Juz nam tak nie spieszno. Droga jakby sie dluzyla. Przejasnia sie i nawet swieci slonce. W Scottish Corner obowiazkowy skok radosci. Juz prawie Edi. Juz jest w kurniku juz wita sie z gaska. Zona nie wierzy to juz koniec. Wieziemy slonce. We did it! I bardzo happy!

No comments:

Post a Comment